18.11.2014 r. Gala z okazji Dnia Pracownika Socjalnego

54

Galę przygotowała Rada Rodziców ŚDS wraz z Samorządem. Niespodzianką był wielki tort i występ Wiecznie Młodej Kapeli. Życzeniom towarzyszyło wiele wzruszeń.
Na zdjęciach mężczyźni naszego życia – panowie w muszkach, to była dodatkowa ,,atrakcja”:)
Poniżej ,,przemówienie” pani Kierownik i życzenia dla wszystkich ludzi dobrej woli:
,,Zawsze gdy spojrzysz na rozgwieżdżone niebo, pomyśl o aniołach, których spotkałeś w swoim życiu. Niech ich światło wskaże ci drogę, gdy zwątpisz w słuszność twoich wyborów. Niech ich blask ogrzeje twoje serce w bezsenne noce. Niech ich wdzięczność będzie twoim przewodnikiem w Niebie.”

OPOWIEŚĆ O OGRODZIE
Dla p. Zbyszka Morawskiego
Był raz ogród. Nie zachwycał swoją urodą. Nie dbał nikt o niego. Zarósł, sczerniał i stracił kolory. W ogrodzie tym było życie. Lecz nie było tego widać. Rośliny, których wzrost tłumiły chwasty nie mogły się rozwinąć i cieszyć jego pełnią.
Pewnego dnia przechodził tamtędy człowiek. Zwykle chodził innymi drogami, lecz dziś wyjątkowo spieszył się bardzo i wybrał krótszą , przez stary ogród.
Gdy wszedł na zarośniętą ścieżkę początkowo nic nie zauważył oprócz chwastów i zarośli, lecz gdy zatrzymał się pokonując kolejną przeszkodę, dostrzegł mały kwiat. Zwyczajny nagietek. Rósł on sobie radośnie wśród zeschłych liści i pokurczonych łodyg. Człowiek pochylił się nad kwiatem i wtedy dostrzegł, że takich cudów w tym miejscu jest więcej, a ogród, gdyby o niego trochę zadbać, będzie pięknym miejscem, w którym ludzie będą widzieć to co niedostrzegalne.
Jak pomyślał tak zrobił.
Nikt nie protestował. Choć niektórzy pukali się w czoło. Tyle pięknych miejsc wokół, a ty wybrałeś to najgorsze, najbrzydsze, bez perspektyw. Połamane konary karłowatych drzewek, uschłe łodygi kwiatów bez blasku ( takie kwiaty nie mówią i nie pachną), zdziczałe i bez wdzięku rabatki, zdeptane przez ludzi, którzy tylko potrząsali głowami przechodząc obok tej brzydoty. Zaorać, zasłonić, zapomnieć. I tyle . Najlepsza recepta. Po co się troszczyć, marnować czas i pieniądze jeśli wiadomo, że nic z tego nie będzie?
Człowiek ten jednak był inny. Może nie inny niż ludzie, lecz miał dar. Widział niewidzialne. Jeszcze wtedy o tym nie wiedział, lecz wkrótce miał się o tym przekonać. Gdy pewnego dnia powrócił do ogrodu i stanął w jego środku usłyszał mowę tych roślin. Pokurczonych, smutnych, zawstydzonych swoim wyglądem. Jakby przepraszały, że żyją…. Rośliny zaczęły nucić pieśń. A człowiek, gdy słuchał i słuchał coraz bardziej dziwił się, że taka jest piękna, bo pieśń chwaliła Boga Stwórcę, który dał im życie! Człowiek nie mógł wyjść z zachwytu. Pobiegł na plac miasta i opowiedział ludziom co usłyszał. Niektórzy zachęceni poszli do ogrodu, lecz nic nie usłyszeli. Kiwali głowami i uśmiechali się pobłażliwe.
Człowiek jednak był pewien, że się nie przesłyszał. Wrócił tu ponownie, nie sam. Przyprowadził ludzi, którzy uprzątnęli ogród. Wyplewił ciernie i osty, które raniły nieśmiałe rabatki. I pośrodku posadził drzewo.
I wtedy spadł deszcz. Ciepłe krople obmyły i odżywiły rośliny, których piękno skryte pod chaszczami dopiero teraz rozkwitło pełnym blaskiem. I przyszli ludzie, by podziwiać te niezwykłe rośliny, z których wiele gatunków było nieznanych w tym kraju. Nieznanych bo nieodkrytych. A były tu one od zawsze. Od zawsze niezauważani, chowani, omijani. Wystarczyła troska człowieka by użyźnić wyschłą ziemię, a ogród rozkwitł i pięknem odwdzięczył się ludziom za ich trud. Przepiękne nagietki, hiacynty i róże. Rabatki i krzewy ułożyły nawet nową pieśń o … nadziei. Usłyszeć ją może tylko człowiek obdarzony darem. Podobno dar jednak ma każdy. By go w sobie obudzić trzeba napić się ze źródła, które w tym ogrodzie wytrysnęło. A woda z niego uzdrawia serce i oczy, budzi pieśń i daje nadzieję.
I ogród śpiewa , roztacza piękną woń i sprowadza deszcz na całą ziemię. Ogród sprawił, że cała okolica wypiękniała i ożyła.
By mógł kwitnąć i żyć potrzebuje ludzi. Ciągle potrzebuje Ciebie!

OPOWIEŚĆ O DRZEWIE
Dla Terapeutów ŚDS
A drzewo było niezwykłej urody. Nie wielkie, nie wyjątkowe ze względu na pochodzenie, nie szlachetnego rodu. Nic z tego.
Zanim drzewo zapuściło nieśmiałe korzenie w ziemię ogrodu, dobrze obliczyło siły na zamiary. Wiedziało na ile liści będzie je stać, jak długie i rozłożyste mogą być konary. Drzewo od początku było mądre mądrością przewidująca, taką która potrafi patrzeć daleko. Małgosiu, dzięki Tobie sny drzewa są spokojne!
Drzewo było piękne i silne. Miało rozłożystą koronę, w której j ptaki chętnie wiły gniazda. Korona drzewa była wielobarwna jak tęcza. Drzewo nie było pospolite! Asiu, szeptało drzewo , gdy liście śpiewały codzienną pieśń….
A korzeń drzewa nie był taki sobie. Był on potężny i solidny. Rozłożysty. Pod całym ogrodem były jego długie konary. Hańcia jesteś, jak dobrze, szeptało drzewo.
A gałęzie tego drzewa były proste, skierowane do nieba, do słońca, dawały cień przechodniom i roślinom. Aniu – śpiewały rozłożyste konary, czasem pochylone od jego ciężaru, Aniu – trwasz we mnie śpiewały.
A kora drzewa była solidna. Chroniła drzewo. Żaden szkodnik nie mógł wniknąć do wnętrza drzewa. Drzewu było dobrze w tej korze. Aneta, Aneta, szeptało drzewo każdego ranka budząc się do życia.
A w gałęziach drzewa zagnieździły się pomarańczowo błękitne ptaki. Unosząc się w radosnym tańcu każdego ranka nad zielonymi liśćmi gubiły barwne pióra. Spadały one nieśpiesznie na gałązki, które je kołysały. Monika, Monika jesteś moją ozdobą – uśmiechało się drzewo.
W drzewie krążyły soki. W radosnym i szalonym tempie, nie pozwalały drzewu zbyt długo odpoczywać. Drzewo choć rosło w ogrodzie, w jednym miejscu, szumiało dla wielu ludzi i pieśń jego było słychać daleko. Stasiu, śpiewało drzewo zapadając w sen każdej nocy.
W konarach przysiadywały też ptaki wędrowne. Żywiły się chwilę owocami drzewa. Odpoczywały w jego cieniu słuchając pieśni. I leciały dalej do swoich krain. I te ptaki miały imiona. Wiele, wiele ich.
Niektóre ptaki powracały jednak wiernie. Ciągle nienasycone owocami drzewa. To jesteś Ty Kornelio, Dominiko, Michale...
Pod drzewem była ławeczka i fotel. Na ławeczce w cieniu, który rzucany był przez coraz dłuższe konary, przysiadywali wędrowcy. Niektórzy wracali tu często, choć wcześniej przychodzili tylko na chwilę. Drzewo szumiało swą opowieść i łagodnie kierowało spojrzenie swoich gości w stronę nieba.
Na fotelu siadywał Pan Bóg. O, jak lubił tu przychodzić! Ptaki siadały na Jego ramieniu, źródło tryskało u Jego stóp, liście szumiały najdelikatniej jak potrafiły. Pan Bóg uśmiechał się odpoczywając tutaj. Panu Bogu dobrze było w cieniu drzewa, które sam zasadził….

 Stanisława Szczepaniak

Na Dzień Pracownika Socjalnego w ŚDS Skawina , Skawina 18 października 2014 r.